Dzień 3 - Akceptacja. Czyli jak pokochać stratę i nie zamknąć serca.
- Karolina Cichoń
- 19 maj
- 2 minut(y) czytania
Nie wszystkie relacje zostają z nami na całe życie. Ale są takie, które na zawsze zostają w sercu.
Czasem w ciszy. Czasem w krzyku. Czasem tylko w uśmiechu, gdy przypomnisz sobie wspólną noc przy frytkach o północy. I choć życie toczy się dalej — wciąż słyszysz jego głos. Wciąż czujesz ciepło dłoni, która kiedyś odgarniała Ci włosy z twarzy i szeptała: „Smoothie, wszystko będzie dobrze…”
To nie była zwykła relacja. To było spotkanie dusz. W najciemniejszym fragmencie drogi. W bólu. W niemocy. W niepewności. Ale też — w świętej przestrzeni bezwarunkowego zrozumienia.
On był. Gdy płakałam nocami w trakcie terapii. Gdy nie miałam siły ugotować. Gdy życie waliło się w szpitalach, sądach i rewalidacjach. Był. I to wystarczyło, żeby poczuć, że zasługuję na miłość — bez naprawiania się.
Ale największa lekcja tej relacji? Że prawdziwa miłość pozwala odejść. Nie dlatego, że się skończyła. Ale dlatego, że wie, iż droga duszy czasem prowadzi w innym kierunku.
Dziś czuję smutek. Nie dlatego, że coś się skończyło, ale dlatego, że coś wyjątkowego się wydarzyło. I to coś zostanie ze mną do końca życia.
Wiem już, że:
Miłość nie zawsze ma być „na zawsze”.
Miłość to nie kontrola. To wolność.
Miłość zmienia formy, ale nie wygasa.
I że nawet strata może być wyrazem największego zaufania do życia.
On miał swoją misję. I ja mam swoją. I może jeszcze się spotkamy… a może nie. Ale jeśli dziś czytasz ten tekst i czujesz, że ktoś kiedyś był dla Ciebie „tym kimś” – nie walcz ze wspomnieniem. Przytul je. Pozwól mu być. Bo właśnie tam, w tym smutku… może kryje się Twoja najgłębsza siła.
Nie wiem, czy nasze dusze jeszcze się spotkają. Ale wiem jedno: dzięki niemu nauczyłam się być sobą.
I dziś…
jestem lepsza.
Nie dla niego.
Dla siebie.
Z miłością,
Karolina💫
Dusza w drodze | Kobieta, która kiedyś się bała… a dziś już nie ucieka przed własnym sercem.









Komentarze